Ktoś zapukał do moich drzwi. Był to facet z Microsoftu.
- To znowu ty? - jęknąłem
- Przykro mi - powiedział pokornie - wiesz, dlaczego tu jestem.
Owszem, wiedziałem. 300 mln. dolarów wydanych przez Microsoft na promocję Windows95 a potem Win98 miało odnieść uniwersalny skutek. Każda istota ludzka na tej planecie miała być przekonana o tym, że MS Windows to integralna część jej życia. Problem polegał tylko na tym, że nie wszyscy to kupili. Ściślej biorąc, ja tego nie kupiłem. Byłem Ostatnim Człowiekiem Żyjącym Bez Windows. A teraz mały człowieczek z Microsoftu znów stał u mych drzwi i nie przyjmował do wiadomości odmowy.
- Nie - powiedziałem
- Wiesz, że nie przyjmuję do wiadomości odmowy - uśmiechnął się, wyciągając kopię Windows z walizeczki - Daj spokój. To tylko jedna kopia. O nic więcej cię nie prosimy.
- Nie jestem zainteresowany - odparłem - Słuchaj, czy nie mógłbyś przez chwilę pozawracać głowy komuś innemu? Na pewno jest na tej planecie ktoś, kto jeszcze nie ma kopii Windows.
- Otóż nie - odparł facet z Microsoftu - jesteś ostatni.
- Chyba nie mówisz poważnie? Nie każdy Ziemianin ma komputer. Do licha, nawet wśród tych, którzy mają komputer, nie każdy ma peceta! Niektórzy mają Macintoshe i Amigi, które używają innego systemu operacyjnego. Ba, niektórzy nawet na pecetach używają Linuksa. Ci ludzie nie potrzebują Windows.
Facet z Microsoftu wyglądał na zakłopotanego.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi mruknął.
- Nie potrzebują! Nie potrzebują tego! - wrzasnąłem - Czemu mają kupować coś, czego nie potrzebują?
- Hm, nie wiem nic o tym "potrzebowaniu"… Czy to jakaś nowa funkcja? W każdym razie wiem jedno: według naszych danych, każdy na tej planecie ma już kopię Windows.
- Nawet ludzie bez komputerów?
- Są już nasi.
- Indianie z Amazonii?
- Mieliśmy pewne problemy z malarią, ale ich też już załatwiliśmy.
- Amisze?
- Odfajkowani.
- Och, daj spokój - nie wytrzymałem - oni nawet nie noszą GUZIKÓW. Jakim cudem wcisnęliście im system operacyjny do komputera? ˇ- Powiedzieliśmy, że w pudełku jest 98 malutkich okienek - wyznał facet z Microsoftu - Trochę ich oszukaliśmy. A to oznacza, że wszyscy pójdziemy do piekła, każdy pracownik Microsoftu.
Na chwilę zmarkotniał, ale zaraz się ożywił:
- Ale nie o to mi chodzi! Chodzi o to, że KAŻDY już ma kopię. Z wyjątkiem ciebie.
- No i co z tego? Gdyby wszyscy skoczyli w przepaść, czy ja też miałbym skoczyć? - zripostowałem
- Gdybyśmy wydali 300 mln dolarów na skakanie w przepaść? Pewnie, że tak.
- Nie.
- O rany, znowu do tego wracamy. - jęknął facet z Microsoftu. - Słuchaj, powiem ci coś. Dam ci tę kopię. Za darmo. Po prostu weź ją i zainstaluj na swoim komputerze. - Zamachał przede mną pudełkiem.
- Nie - powtórzyłem - przykro mi, kolego, ale nie potrzebuję tego. Szczerze mówiąc, cała wasza kampania promocyjna mnie jakby trochę obraża. Przecież to jest system operacyjny a wy promujecie tak, jakby to był pokój na ziemi czy coś w tym stylu.
- Bo był.
- Słucham? - Pokój na ziemi. To część pierwotnego projektu. Naprawdę. Osiągalny jednym kliknięciem. Wybierasz ikonkę, pyk! - I już masz spokój na Bałkanach. Ale to zużywało zbyt wiele zasobów systemowych. Poza tym gryzło się z Panem Spinaczem z Microsoft Office. Musieliśmy wybierać: pokój albo Pan Spinacz. Poza tym nie byliśmy pewni, czy na pokoju światowym można coś zarobić.
- Idź już sobie - powiedziałem.
- Nie mogę. Zabiją mnie, jeśli mi się nie uda.
- Żartujesz.
- Słuchaj - facet z Microsoftu podniósł głos. - Sprzedaliśmy to Amiszom. AMISZOM! Właśnie otwierają pudełka i odkrywają, że ich nabraliśmy. Być może nikt z nas nie będzie się mógł pokazać w zachodniej Pensylwanii. Ale dokonaliśmy tego. Więc zostałeś już tylko ty i to nas wkurza. To wkurza firmę. To wkurza jej fanów. To wkurza Billa.
- Nie sądzę, żeby moje istnienie interesowało Billa.
- Właśnie teraz patrzy na ciebie - powiedział poważnie facet z Microsoftu. - kupił jeden z tych wojskowych satelitów specjalnie w tym celu. Ten satelita ma też jeden z najnowszych laserów. Zamkniesz przede mną drzwi, trach! - i zostanie ze mnie kupka szarego popiołu.
- Nie zrobiłby tego - powątpiewałem - Mógłby niechcący uszkodzić tę kopię Windows.
- Och, Bill radzi sobie świetnie z tym laserem - nerwowo odparł facet z Microsoftu. - Słuchaj, nie powinienem był tego robić, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Jeśli weźmiesz tę kopię, wynagrodzimy cię hojnie. Damy ci własną wyspę na Karaibach. Co powiesz na Montserrat?
- Nie chcę, tam jest czynny wulkan.
- Ale malutki.
- Słuchaj - teraz ja podniosłem głos. - Nawet gdyby ci się udało przekonać mnie do wzięcia tej kopii, Windows, co potem zrobisz? Kompletnie nasyciliście rynek. To już będzie koniec. Nic nowego do podboju. Co wtedy zrobicie?
Facet z Microsoftu wyjąć następne pudełko i podał mi je. Spojrzałem na etykietę i osłupiałem.
- Microsoft Windows… dla ZWIERZĄT? - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ogromny rynek stanowią zwierzęta domowe - powiedział facet z Microsoftu z podnieceniem w głosie.
Trzasnąłem drzwiami. Rozległ się jęk rozpaczy, świst lasera i zapadła cisza.